Kisielice pokazują, jak energia odnawialna może pomóc w rozwoju

fot: Pixabay.com/Domena publiczna
Na skraju Warmii i Mazur jest gmina, która dzięki publicznym i prywatnym inwestycjom w odnawialne źródła energii mogła zrealizować wiele innych działań. Finansowo zyskali też niektórzy mieszkańcy oraz przyroda, do której rocznie trafia o 180 tys. ton dwutlenku węgla mniej.
Gmina Kisielice liczy niecałe 7 tys. mieszkańców. Nie ma tam przemysłu i raczej nie będzie, dominuje rolnictwo. Samorząd jeszcze w końcówce lat 90. postanowił poszukać dodatkowych dochodów w energetyce alternatywnej.
- Stworzona na przełomie wieków strategia zakłada osiągnięcie samowystarczalności energetycznej i oparcie rozwoju o odnawialne źródła energii - mówi Tomasz Koprowiak, burmistrz miasta i gminy Kisielice w latach 1990-2014.
Prąd z wiatru i ciepło ze słomy
Początkowo gmina planowała samodzielnie wybudować elektrownię wiatrową. Nie dała jednak rady, dlatego zaczęła poszukiwać inwestorów. W 2003 r. udało się jej nawiązać współpracę z firmami zainteresowanymi budową farm. Dziś na terenie gminy stoją 52 turbiny o łącznej mocy 94,5 MW. To jedno z największych skupisk energetyki wiatrowej w Polsce.
– Nie było żadnych protestów. Przygotowywaliśmy mieszkańców do tej inwestycji praktycznie już od 1998 r., gdy zmieniliśmy plan zagospodarowania przestrzennego. Mówiliśmy o niej na wielu spotkaniach. Przeprowadziliśmy akcje informacyjne i edukacyjne. Doszło nawet do tego, że gdy budowa się przeciągała, ludzie zaczęli dopytywać, kiedy wreszcie powstaną wiatraki – wspomina.
Rok później ze środków własnych, dotacji oraz pożyczki wybudowano kotłownię na słomę o mocy 3MW, którą później zmodernizowano i rozbudowano do 6 MW. Dzięki temu wyłączono droższe w eksploatacji kotły węglowe i olejowe o mocy oraz zmniejszono emisję gazów cieplarnianych i zanieczyszczeń.
Ekologicznie, ale drogo
Pierwsze udane projekty przyniosły dochody, które stały się zabezpieczeniem kredytów na kolejne inicjatywy. O kilka kilometrów rozbudowano miejską sieć ciepłowniczą – obecnie obejmuje ona 85 proc. budynków i 90 proc. ludności miejscowości liczącej ok. 2300 mieszkańców. Wskutek tego zlikwidowano wiele starych pieców węglowych i kotłów olejowych na osiedlach, w domach jednorodzinnych i obiektach użyteczności publicznej.
Jednak nowa inwestycja ma też wady. Duża konkurencja jeśli chodzi o okoliczne ciepłownie, – Energia z kotłowni była tak droga, że mimo rozbudowy sieci nie przyłączyła się do niej połowa mieszkańców. Dziś muszę stawać na głowie, by z jednej strony obniżyć ceny ciepła, a z drugiej nie doprowadzić do bankructwa ciepłowni. Mało tego, kolejne osoby rezygnują z przyłączy i namawiam je, by tego nie robiły – mówi obecny burmistrz Kisielic, Rafał Ryszczuk.
Ryszczuk nie neguje jednak dokonań poprzednika, za którego kadencji w pobliżu ciepłowni zamontowano panele fotowoltaiczne. Wytwarzany przez nie prąd służy miejskiej kotłowni.
Unowocześniono oświetlenie uliczne. Oprawy rtęciowe zastąpiono sodowymi, co zmniejszyło zużycie prądu i koszty utrzymania infrastruktury. W zeszłym roku ruszyła postawiona przez prywatny podmiot biogazownia, która wykorzystuje kiszonkę z kukurydzy.
Nadwyżka energii, ale cudzej
Czy w związku z tym można dziś mówić, że gmina osiągnęła postawiony przed laty cel, czyli samowystarczalność energetyczną?
– Jeśli chodzi o energię elektryczną, to w gminie powstaje więcej energii, niż ona sama zużywa. Jedynie przy bardzo niesprzyjającej pogodzie w połączeniu ze szczytem zapotrzebowania trzeba korzystać z dostaw z sieci krajowej – mówi Koprowiak.
Bilans cieplny wypada mniej okazale, ale też robi wrażenie. Były burmistrz szacuje, że opalane biomasą kotłownia i biogazownia pokrywają 1/3-1/4 zapotrzebowania całej gminy na energię cieplną. Inaczej widzi to obecny burmistrz. Zauważa on, że wytworzona przez wiatraki energia nie jest własnością mieszkańców, tylko prywatnych firm zewnętrznych.
W sumie w ciągu ponad 15 lat gmina wydała na inwestycje w energię odnawialną prawie 17 mln zł, z czego zdecydowana większość pochodziła z programów pomocowych. Uwzględniając projekty zrealizowane przez firmy prywatne, łączna emisja dwutlenku węgla na terenie gminy Kisielice zmniejszyła się o 182 tys. ton rocznie. Oprócz tego do atmosfery trafia mniej siarki i pyłów.
Dochody wzrosły, ale miały być wyższe
Zyski są też bardziej namacalne. Właściciele działek, na których wybudowano turbiny, osiągają z ich dzierżawy przeciętny przychód w wysokości ok. 35 tys. zł rocznie. Do tego dochodzą opłaty z tytułu służebności gruntowej, czyli za możliwość położenia kabla łączącego wiatrak z systemem energetycznym. Rolnicy zarabiają na sprzedaży słomy i kukurydzy.
Zarabia też gmina. Chodzi m.in. o podatek od nieruchomości, na których stoją wiatraki i biogazownia. W 2008 r. było to 1,2 mln zł, a cztery lata później – już dwukrotność tej kwoty. Część dochodów rolników zasila też budżet samorządu jako podatek dochodowy. Prąd z paneli słonecznych przyniósł oszczędności w zakładzie komunalnym.
– Między innymi dzięki tym zyskom i oszczędnościom gmina mogła wybudować Orlik i promenadę wokół jeziora czy odnowić świetlice wiejskie – mówi Koprowiak. – Wartością dodaną wykonanych projektów energetycznych jest również zmodernizowana infrastruktura, w tym ponad 40 km dróg asfaltowych – dodaje.
Jednak dochody z wiatraków nie są tak wysokie, na jakie liczyła gmina. – Na początku mowa była o tym, że opodatkowaniu będzie podlegać cały wiatrak. Ostatecznie danina jest naliczana od części budowlanej. W efekcie zamiast siedmiu milionów dostajemy dwa z małym groszem – wyjaśnia Ryszczuk.
Lepsi nawet od Szwedów
Poczynione przez Kisielice inwestycje w OZE zostały dostrzeżone na arenie międzynarodowej. W 2014 r. gmina otrzymała główną nagrodę w organizowanym przez Komisję Europejską konkursie ManagEnergy. W pokonanym polu zostawiła m.in. Sztokholm, Andaluzję i Sardynię.
Były burmistrz ma świadomość, że model rozwoju zastosowany przez Kisielice nie jest uniwersalną receptą. Sprawdzi się w małych gminach wiejskich (5-10 tys. mieszkańców) z dużym potencjałem rolniczym, w których istnieje jedna lub dwie dominujące miejscowości o zwartej zabudowie, a pozostały obszar ma niską gęstość zaludnienia.
Fundusze na OZE
Inwestując w instalacje produkujące z OZE Kisielice sięgały po Fundusze Europejskie. Na przykład budowę instalacji fotowoltaicznej sfinansowano z programu regionalnego dla województwa warmińsko-mazurskiego. Z programu Kapitał Ludzki opłacono kształcenie mieszkańców gminy w zakresie OZE, a dzięki programowi Infrastruktura i Środowisko (POIiŚ) przygotowano plan gospodarki niskoemisyjnej dla gminy na najbliższe 7 lat, a za pieniądze z programu regionalnego dla województwa warmińsko-mazurskiego postawiono instalację fotowoltaiczną i rozbudowano sieć ciepłowniczą.
Jednym z priorytetów całej Unii Europejskiej jest przejście na gospodarkę niskoemisyjną. To oznacza, że w puli Funduszy Europejskich, jakie Polska ma do dyspozycji na lata 2014-2020, część pieniędzy zostanie przeznaczona na odnawialne źródła energii. Mowa tu o kwocie rzędu ponad 1 mld euro. Większość środków (ok. 897 mln euro) znajdzie się w programach regionalnych, w POIiŚ będzie to ok 150 mln zł. Te środki będzie można wydać m.in. na budowę nowych instalacji OZE i przebudowę już istniejących oraz podłączenie ich do Krajowego Systemu Elektroenergetycznego.